Jak Wybrałam Idealny Wózek Dziecięcy Bez Rujnowania Portfela
Wyobraź sobie mnie, z wielkim brzuchem, stojącą w sklepie z dziecięcymi rzeczami, gapiącą się na rzędy wózków i myślącą: „O matko, skąd ja wezmę na to kasę?” Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, zaczęłam zbierać wszystko, czego mój maluch będzie potrzebował – od pieluch po łóżeczko. Ale wózek? To była decyzja, która totalnie mnie przytłoczyła. Znasz to uczucie, kiedy chcesz dla swojego dziecka wszystkiego najlepszego, ale budżet mówi: „Spokojnie, nie szalej”? To byłam ja, próbująca znaleźć wózek, który będzie super, ale nie zrujnuje mi konta. I powiem ci, udało się – a przy okazji nauczyłam się, jak wybierać mądrze.
Na początku byłam jak dziecko we mgle. Wózki dziecięce to jak inny świat – ceny od 50 zł do ponad 2000 zł, a ja nie wiedziałam, od czego zacząć. Usiadłam z herbatą i kartką, spisałam, co jest dla mnie ważne: musi być lekki, wygodny dla malucha i nie rozwalić mi budżetu. Raz zgubiłam tę listę w sklepie – totalna panika, biegałam między półkami jak wariatka! Zaczęłam od najtańszych modeli, tak zwanych parasolek. Kosztują grosze, ważą tyle co nic i składają się jak parasol – idealne, jeśli masz małe mieszkanie albo często jeździsz autem. Ale szybko zauważyłam, że te tańsze mają mniej bajerów, typu regulowane siedzenie czy porządny baldachim. No wiesz, coś za coś.
Potem wpadłam na wózki typu travel system – to takie kombajny, gdzie masz wózek, fotelik samochodowy i bazę do auta w jednym. Brzmiało jak marzenie, especially dla noworodka, bo możesz przenieść śpiące dziecko z auta do wózka bez budzenia. Ale ceny? Od 500 zł w górę. Raz w sklepie przymierzyłam taki system i czułam się jak królowa, pchając go po alejce – dopóki nie zobaczyłam metki. Znalazłam jednak tańszy model na wyprzedaży, z tacką dla malucha na butelkę i baldachimem z okienkiem, żeby zerkać na dziecko. To okienko to hit – raz patrzyłam, jak mój maluch robi miny, i śmiałam się sama do siebie.
Wózki mają też masę dodatków, które robią różnicę. Na przykład hamulec nożny – brzmi banalnie, ale jak musisz zatrzymać wózek na górce, to błogosławisz ten wynalazek. Niektóre mają nawet pasek na nadgarstek, żeby wózek nie uciekł, jeśli puścisz rączkę – raz zapomniałam go założyć i wózek zjechał mi na chodnik, na szczęście pusty! Wózki z tacką dla rodzica to też bajka – masz gdzie odłożyć kawę, telefon czy klucze. Mój ma kosz pod siedzeniem, gdzie wrzucam zakupy albo pieluchy – raz zapakowałam tam tyle, że ledwo się domknął. Rączki w niektórych modelach są regulowane, co ratuje plecy, a nawet odwracane, żeby widzieć dziecko. To super, jak maluch jest niespokojny – patrzysz na niego i już jest lepiej.
![]() |
Z moim wózkiem świat należy do nas. |
Siedzenie w wózku to osobna historia. Musi być wygodne, z dobrą wyściółką, i najlepiej, żeby się rozkładało, bo noworodek potrzebuje leżeć płasko. Raz testowałam wózek w sklepie, a sprzedawca namawiał mnie na model z „oddychającą tkaniną” – brzmi fancy, ale dla mnie ważne było, czy da się to prać. Większość wózków ma zdejmowaną tapicerkę, co jest zbawieniem, bo dzieciaki to mistrzowie plam. Mój maluch raz opluł wózek mlekiem – pranie uratowało sytuację. Niektóre wózki mają nawet kocyki, które przypinasz pod siedzeniem – to jak ciepła kołderka na kółkach. Baldachim z osłoną na deszcz albo słońce to też must-have – raz zapomniałam go rozłożyć i wróciłam do domu mokra jak kura.
Koleżanka zaproponowała mi używany wózek – prawie nowy, za darmo. Brzmiało jak okazja życia, ale najpierw sprawdziłam go jak detektyw. Rama nie może mieć pęknięć, śruby muszą być na miejscu, a kółka – najlepiej, żeby się nie chwiały. Raz pchałam ten wózek po sklepie i coś zaskrzypiało – myślałam, że się rozpadnie! Sprawdziłam też, czy siedzenie dobrze się trzyma, bo luźne może być niebezpieczne. Tapicerka była czysta, hamulce działały, więc wzięłam. Używane wózki to super opcja, jeśli masz ograniczony budżet, ale musisz być czujna – bezpieczeństwo malucha to priorytet.
Wózki dla bliźniąt albo rodzeństwa to kolejny poziom. Są modele z siedzeniami obok siebie albo w tandemie, gdzie jedno dziecko siedzi za drugim. Jest nawet coś, co nazywają „stadionowym układem” – tylne siedzenie jest wyżej, żeby starszak widział świat, a nie tylko głowę brata. Raz widziałam mamę z takim wózkiem w parku – wyglądała, jakby pchała mały autobus, ale dzieciaki były szczęśliwe. Są też wózki do biegania – z jednym wielkim kołem z przodu i dwoma z tyłu. Wyglądają jak z filmu sci-fi, ale dla aktywnych mam to hit. Raz próbowałam pchać taki wózek koleżanki – ledwo nadążałam!
Wybieranie wózka to jak szukanie idealnych dżinsów – musisz przymierzyć, przetestować i nie dać się zwariować reklamom. Mój wózek? Lekki, z baldachimem, tacką i koszem na zakupy – kosztował 300 zł na promocji, a ja czuję się, jakby był wart milion. Spacerujemy z maluchem po parku, a ja myślę: „Dobra robota, mamo.” Raz zapomniałam złożyć wózka w tramwaju i blokowałam pół przejścia – no cóż, człowiek się uczy. Wózek to nie tylko kółka i rączka – to twój partner w przygodzie z macierzyństwem.
Jeśli stoisz przed wyborem wózka i masz ograniczony budżet, zacznij od określenia, czego potrzebujesz. Lekki model do miasta? Kombajn z fotelikiem? A może używany, ale solidny? Przymierz wózki w sklepie, sprawdź, czy ci wygodnie, i nie bój się pytać o promocje. Każdy spacer z twoim maluchem będzie wart tego wysiłku. Jaki wózek wybrałaś dla swojego dziecka? Daj znać w komentarzu – jestem cała w słuch!
Tags
Parenting